1.08.2008

Uczył Marcin Marcina

AntyBralczyk, bo autor zarzuca profesorowi Bralczykowi zbytni liberalizm językowy. Sam jest dziennikarzem (jak pisze, o blisko 50-letnim doświadczeniu w tym zawodzie). W książce pokazuje
i komentuje głównie błędy popełnione w gazetach, przede wszystkim na łamach "Faktu".

Tych, którzy je popełniają, beszta bez litości, nie przebierając
w słowach: bylejakość, zapaskudza, niedouczony, wciska kit, wagarował na polskim, nieporadny styl, żałosny styl, żenująca nieporadność, nierzetelność dziennikarza, "łeb trzeba wypchać" regułami poprawnej polszczyzny, "skórę wygarbować" za niechlujstwo, przykład głupoty, niechlujni autorzy, nieudolność, niedowład polszczyzny, dziennikarski bełkot, niedouczony sprawozdawca...

Przyganiał kocioł garnkowi.

Autor nie zna zasad interpunkcji.
W książce brakuje dziesiątków przecinków. Oto przykłady (brakujące przecinki wstawiliśmy i zaznaczyliśmy kolorem czerwonym):
- AntyBralczyk, czyli o szkodliwości czytania;
- Kto wczuje się w duszę, nie popełnia błędów;
- gdy czegoś nie jest pewien, sięgnie do słownika;
- Wstęp, czyli o tym, dlaczego "AntyBralczyk";
- gdy czytam prasę drukowaną, ogarnia mnie smutek;
- O żadnej rzeczy, o której tu mówimy, nie twierdzimy stanowczo, żeby była właśnie taką, jak ją przedstawiamy, ale stosownie do tego, co nam się w danej chwili wydaje, donosimy wiernie o każdej (to jest asekuranckie motto autora);
- dbała o to, by w każdej niemal wsi;
- wydawano leki za darmo, co prowadziło do nadużyć;
- Nawiasem mówiąc, ów utytułowany luminarz;
- wytykając cudze błędy, jedna z redakcji zamieściła;
- po to, by wykazać;
- wszystko, czego dowiedział się reporter;
- nigdy by nie wykryto tej zbrodni, gdyby jej sprawca;
- wskazując źródła, gdzie można znaleźć wskazówki.
Wystarczy? Bo możemy ciągnąć tę wyliczankę jeszcze bardzo długo.

Są za to przecinki niepotrzebne:
- Zwłaszcza, że we wcześniejszej kampanii...;
- Tekst o uzdolnionym młodym skoczku narciarskim, znacznie mniej uzdolniony autor zatytułował...;
- Bo, że źle to oczywiste...;
- Dzień później, ten sam dziennik... opublikował...;
- Przytoczone fragmenty wskazują na to, że ich autor ma kłopoty zarówno z polszczyzną, jak i z logicznym formułowaniem myśli oraz, że brak mu elementarnej wiedzy.

Prawie wszystkie zdania, w których cudzysłów zbiega się z kropką, nie kończą się kropką, lecz tak: .", a niektóre nawet tak: ".". Jest też zdanie, które ma na końcu ?".

Gdzie powinny być półpauzy, prawie zawsze są dywizy.

Jeśli gdzieś jest cytowanie w cytowaniu, zawsze wszystkie cudzysłowy są jednakowe.

Widzi błędy, gdzie ich nie ma.
Zdanie:
Skazywanie ludzi na śmierć za pomocą administracyjnych decyzji pokazuje, jak dalece administracja służby zdrowia jest wciąż administracją komunistyczną, jak odradza się w niej PRL, który
w ogóle nie liczy się z obywatelami...

komentuje tak:
... ów utytułowany luminarz (czyli autor powyższego zdania) prawdopodobnie wagarował również na polskim. Gdyby bowiem lekcji nie opuszczał, to raczej wiedziałby, że rodzaju żeńskiego, a nie męskiego jest słowo "administracja", podobnie jak i nazwa ówczesnego państwa "Polska Rzeczpospolita Ludowa". A skoro rodzaju żeńskiego to nie "który" lecz "która" (interpunkcja oryginalna).

Powołując się na książkę Język polski. Kompendium (Świat Książki 2005), która jakoby zawiera potwierdzenie, że zaimek "który" odnosi się do ostatniego słowa przed przecinkiem (w rzeczywistości do ostatniego rzeczownika), przytacza jako niepoprawne zdanie:
... taki zapis znalazł się w projekcie ustawy o zasadach odpowiedzialności funkcjonariuszy publicznych, który rozpatruje Sejm.

Zdanie:
Mowa o gangu napadającym na jubilerów, który wpadł w ręce policji.
komentuje tak:
No i to "który". Wszak "wpadł gang" - nie jubilerzy.

Sam powypisywał takie kwiatki:
- ... wstrząsnął mną zamieszczony w jednej z telewizji materiał...;
- ... po publikacji w jednym z dzienników informacji...;
- ... basic english;
- Oto z mrożącego w żyłach artykułu...;
- Przez pewien czas wiosną 1944 roku miasto zostało zajęte
i pozostawało...
;
- 1138 m.n.p.m.;
- ... skojarzyło mi się, że skoro...;
- I myślę, że nie będzie mi miał za złe jeden z autorów, którego błędy i żenującą niewiedzę w tej książeczce kilkakrotnie piętnuję za to że właśnie jego tekst... zacytuję...;
- ... brzmiało by to dość paskudnie...;
- Lecz o każdej rzeczy o której tu powiadam donoszę wiernie o tym jak ją subiektywnie widzę i odczuwam... (interpunkcja oryginalna).

Ale jakże słusznie przypomina, że:
- ... słowo drukowane, stanowiące dla wielu przykład, zapadające
w pamięć, wymaga od autorów i redaktorów szczególnej staranności
;
- ... nie straciło aktualności stare porzekadło, że łatwiej dostrzec źdźbło w cudzym oku niźli kłodę we własnym;
- Wydrukowane słowo liczy się i może zawsze stanowić zły wzór do zapamiętania.

Zapewniamy autora, że jego pragnienie, żeby ta książeczka skłoniła do zadumy nad tym co my, Polacy XXI wieku, wyprawiamy z naszym językiem (interpunkcja oryginalna) - zostało spełnione, przynajmniej jeśli o nas chodzi. Nie jesteśmy natomiast pewni, czy spełni się jego nadzieja, że książka przyda się w procesie kształcenia przyszłych zawodowych dziennikarzy (wręcz wolelibyśmy, żeby się tak nie stało).

Jak informują księgarnie internetowe, autor jest wieloletnim pracownikiem Polskiego Radia, wykładowcą w Wyższej Szkole Informatyki i Ekonomii TWP.

Dopisek
O istnieniu tej książki dowiedzieliśmy się z blogu językoznawcy. Wierzyć nam się nie chce, żeby wiedział, co reklamuje.

2 komentarze :